Dodge RAM 1500 Rumble Bee (wywiad z właścicielem)

Pewnego upalnego weekendu spotkałem się z kolegą, który jest właścicielem niewątpliwie wyjątkowego auta. Zanim dojechałem na umówione miejsce, widziałem ten samochód tylko na zdjęciach i na youtubie. Zapewniam Was, że w Polsce drugiego takiego nie znajdziecie. Umówiliśmy się na „dachu” parkingu jednej z warszawskich galerii. Podjeżdżając na miejsce, moja ciekawość i niecierpliwość były już u kresu wytrzymałości. Wtaczając się wolnym tempem na podjazd do ostatniego poziomu parkingu, pojawia się przed moimi oczami żółta bestia. Patrząc na znajomego stojącego obok samochodu, przeszła mi myśl przez głowę, cholera czy to Maciek czy Nicholas Cage z 60 sekund, a może Kurt Russell z Death Proof?

Stanęliśmy jakieś 10m od samochodu i zaczęliśmy rozmawiać o jego bryczce. Dodam, że chłopak ma mega wiedzę na temat samochodów, tuningu i generalnie jest zakręcony na punkcie motoryzacji. Był też dziennikarzem jednej z motoryzacyjnych gazet i scenarzystą kilku dobrze znanych programów motoryzacyjnych, ale nie o nim dzisiaj tylko o RAMie 1500 Rumble Bee. Wszystko co mówi jest niezwykle ciekawe i poukładane. Po wymianie poglądów, podchodząc do samochodu trochę mnie zamurowało. Niby najmniejszy z możliwych Ram’ów – auto z pojedynczą kabiną i najkrótszą paką, z daleka robi wrażenie, ale dopiero jak zbliżysz się do niego to czujesz jego gabaryty. Wszystko do tego stopnia, że RAM przekazuję na Ciebie tą wielkość i sam czujesz się jak napompowany.

Samochód na nasze spotkanie został wykąpany i na parę dni przed przejażdżką, dostał nowe kapcie i nowe ogromne felgi w rozmiarze 22 cali niemieckiego producenta Shmidt! Żółty lakier, plus czarne elementy na karoserii takie jak pas pionowy na pace oraz czarne felgi wyglądają perfekcyjnie. Na temat jazdy nie będą już Was zanudzał, jest niesamowity, masz wrażenie, że pasy i ulice są dla niego za małe. I te wszystkie głowy odwracające się za nami. Jesus, za Porszakami i Ferrarkami tyle głów się nie odwraca!

 

Zapraszam do krótkiego wywiadu z właścicielem tego szalonego auta!

 

Pablo: Maciek, na początek opowiedz w skrócie o tym samochodzie, dlaczego jest on taki wyjątkowy?

M: Nawet zupełnie zwyczajny Dodge Ram nie należy do samochodów, które w Polsce widuje się na każdym kroku. W wersji z krótką kabiną i krótką paką RAM’a zobaczyć jest jeszcze ciężej. A „Rumble Bee” – hmm, rok temu był tylko jeden, a teraz są w Polsce chyba dwa. Nie jest to zresztą szczególnie dziwne, bo wersja „Rumble Bee” była dostępna (jako akcesoryjny pakiet dla wersji SLT z napędem na tylną oś lub 4x4) tylko w latach 2004 i 2005. Ten egzemplarz, z napędem tylko na tył, pochodzi z roku 2005, jest to więc tzw. „Second swarm”. Każdy z tych samochodów otrzymał specjalną tabliczkę z indywidulnym numerem, bo produkcja była teoretycznie ograniczona do 3700 egzemplarzy. „Teoretycznie” bo miejska legenda głosi, że samochód cieszył się tak dużym zainteresowaniem, że koncern postanowił produkować je dalej…. Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale nie zdziwiłbym się gdyby było jej sporo, szczególnie że w Internecie nie brakuje zdjęć tych samochodów z dużo „wyższymi” numerami. Tak czy inaczej w tej chwili na amerykańskim ebay’u nie ma ani jednej sztuki…

Pablo: Jak to się stało, że wybrałeś najbardziej niepraktyczny z teoretycznie bardzo praktycznych samochodów? Czy właśnie takiego auta szukałeś?

M: Nie do końca a przynajmniej nie do końca świadomie. Przede wszystkim od lat chciałem kupić jakiś amerykański samochód z jednostką V8 Hemi pod maską. Rzecz w tym, że do tej pory jakoś nigdy nie nadarzyła się stosowna okazja, albo – jak to się mówi – „moment” nie był odpowiedni. Chyba w lutym 2015 roku sprzedałem swoje poprzednie auto i zacząłem zaglądać na różne portale ogłoszeniowe w poszukiwaniu czegoś ciekawego – jednak bez specjalnego pośpiechu. Na początku maja (2015 r.), zupełnie przypadkiem, trafiłem na tego Rama. Szczerze? Natychmiast zrozumiałem, że to jest właśnie samochód o jakim od dawna marzyłem. Wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, a przy okazji nadający się do codziennej eksploatacji (teoretycznie). Po prostu się nim zachwyciłem. Po obejrzeniu auta, okazało się, że wymaga wielu drobnych poprawek, ale nie miało to żadnego znaczenia – RAM musiał być mój. Swoją drogą, serdecznie pozdrawiam poprzedniego właściciela – wielkiego miłośnika amerykańskiej motoryzacji.

Pablo: Czy jest jakaś historia odnośnie samej nazwy: „Rumble Bee”? Kojarzy mi się z Camaro z Transformersów - Bumblebee (trzmiel).

M: Amerykanie uwielbiają nawiązania do swojej historii i przekłada się to również na motoryzację, ale… nie mieszajmy w to Transformerów. W tej kwestii odezwij się do Patryka Mikiciuka – ma świetne Camaro w stylu klasycznego Bumblebee, ale RAM nie ma z tym nic wspólnego. Nazwa „Rumble Bee” i charakterystyczna pszczoła, to nawiązania do legendarnego Dodge’a Coronet „Super Bee”, który był produkowany w latach 1968-1970. To był stosunkowo niedrogi Muscle Car – konkurent Plymoutha Round Runner, ze świetnymi osiągami i niesamowitym wyglądem. Dziś prawdziwa perełka, za którą trzeba zapłacić sporo pieniędzy. Dodge Ram 1500 „Rumble Bee” jest duchowym spadkobiercą tej legendy amerykańskiej motoryzacji. Oczywiście poza nazwą i charakterystyczną pszczołą, te samochody reprezentują dość odmienne podejścia do motoryzacji…

Pablo: Jakie są Twoje plany odnośnie modyfikacji, co zrobiłeś do tej pory a co w planach?

M: Zacznijmy może od tego czym różni się wersja „Rumble Bee” od zwykłego Rama SLT z tamtych lat. A zmian kilka jest – „Rumble Bee” różni między innymi niektórymi elementami nadwozia (pakiet ospoilerowania „Sport”), kolorami (dostępne były dwie opcje: żółty z czarnym pasem lub czarny z żółtym pasem) i niższym zawieszeniem. To tak w skrócie oczywiście. Jednak w ten konkretny egzemplarz dość mocno różni się od tego, co oferowała fabryka. Cała idea modyfikacji była jednak taka, żeby ktoś kto nie zna się na tych samochodach, miał spore trudności z wychwyceniem co zrobiła fabryka a co zostało dodane później. W oczy rzucają się przede wszystkim felgi. Nowiutkie obręcze Schmidt Shift o wymiarach 10,5x22” w kolorze Satin Black, które pojawiły się w połowie tego sezonu dzięki firmie AMJ Performance (dawniej PMS Experience Exclusive Tuning). Kiedy go kupiłem też stał na 22” felgach, ale mocno „chińskich”, niezbyt pięknych i w dodatku pokrytych gumą w spreju (pewnie chodziło o tanią zmianę koloru kół), co zasadniczo było szalonym pomysłem i osobiście nawet bym na coś takiego nie wpadł. Znalezienie nowych felg zajęło mi rok, bo chłam z Chin nie wchodził w grę, no ale wreszcie się udało. Tuż po naszym spotkaniu pojawiły się też topowe hamulce od EBC, tak więc teraz koła prezentują się jeszcze lepiej no i doszedł świetny wydech firmy Magnaflow, który brzmi naprawdę mocno. Z innych zmian mamy atrapę chłodnicy polakierowaną na czarno (fabrycznie była chromowana), pojawiły się nowe i inne niż fabryczne oznaczenia wersji silnikowej, inna jest też klapka wlewu paliwa oraz klamka do otwierania tylnej burty. Z kolei tylny spoiler pochodzi z wersji SRT-10 i był już założony, kiedy kupowałem to auto. Sporo pracy było ze światłami, które w tej chwili są asymetryczne, tak więc dostosowane do europejskich przepisów. W dodatku obudowy soczewek, które spełniają rolę podstawowego źródła światła, polakierowane zostały na czarno. Sporo zmian jest też we wnętrzu. Fabrycznie wygląda ono paskudnie – szara, szmaciana tapicerka, jasna podsufitka i jedynie kilka żółtych drobiazgów oraz tabliczka z numerem egzemplarza. W tym przypadku jest dużo lepiej. Fotele i kierownica obszyte czarną skórą ekologiczną z żółtą nicią to spadek po poprzednikach. Ja zdecydowałem się dokończyć metamorfozę wnętrza. Słupki (A+B) oraz cała podsufitka wraz z przyległościami, trafiły do firmy Java Car Design, gdzie obszyto je kruczoczarną, naturalną alcantarą. Co ciekawe, sporym kłopotem było dobranie żółtej nici tak żeby pasowała do tej zastosowanej na fotelach. Okazało się, że najlepiej pasuje nitka stosowana fabrycznie przez Ferrari, tak więc mamy tu włoski akcent J. Nowe są też dywaniki, zrobione na zamówienie bo kiedy poszedłem kupić oryginalne, do salonu Jeepa (oferują części również do samochodów Dodge, choć marka nie sprzedaje już samochodów w Polsce), to usłyszałem, że to się nie da i takie tam… Prawda jest taka, że się da, ale Pan miał chyba zły dzień, a mi nie chciało się dyskutować.

            Co do planów, to od dłuższego czasu na montaż czekają tzw. „cut-outy” sterowane elektrycznie, których zaprojektowaniem i wykonaniem zajął się świetny mechanik z zaprzyjaźnionego warsztatu, który należy do mojego serdecznego przyjaciela. Co do planów „średniego zasięgu”, to koniecznie porządne kolektory wydechowe typu „long tube”, bo to co jest w serii to raczej słomki do picia soku niż kolektory. Co do planów długofalowych, to z pewnością rozebranie całego samochodu i ponowne lakierowanie, ale z tym póki co mi się nie spieszy.

Pablo: Poruszasz się nim na co dzień? Spalanie, koszty serwisu i części, czy to jest łatwo dostępne?

M: Jeździłem nim codziennie przez pierwszy rok – nie licząc stycznia, bo ten samochód na śniegu zachowuje się delikatnie rzecz ujmując – nerwowo. Napęd tylko na tył, brak jakiekolwiek elektroniki i całkowicie odciążona oś tylna nie sprzyjają wypadom w góry.

Tak czy inaczej, od jakiegoś czasu traktuje go jako samochód wieczorowo-weekendowy, bo po prostu mi go szkoda. Tak czy inaczej jeździć na co dzień się da, o ile nie przeszkadza Ci, że prawie nigdy nie zaparkujesz „pod wejściem”. Co do spalania to utrzymuje się ono na stabilnym poziomie 21 litrów w mieście. W trasie może być nawet o 10l mniej przy spokojnej jeździe, co jest zasługą systemu odłączania cylindrów, który aktywuje się kiedy nie korzystamy z pełnej mocy. Gazu nie ma, nie było i nie będzie. To nic osobistego, ale po prostu „nie”. Co do kosztów serwisu czy dostępności części, to pamiętaj, że mechanicznie to zwykły Ram – nie ma z niczym problemu, a silniki Hemi uchodzą za trwałe o ile pilnuje się częstych zmian oleju. Ja pilnuję J

Pablo: Nie przeszkadza Tobie, że wszyscy się oglądają za Twoim autem gdziekolwiek się nie pojawisz?

M: Na początku czułem się dość dziwnie, ale dzisiaj już się do tego przyzwyczaiłem. Mało tego, jest mi na prawdę bardzo miło kiedy ktoś się uśmiechnie widząc „Pszczółkę”. Swoją drogą mam wrażenie, że ten samochód ma w sobie takie dziwne coś, co sprawia że ludziom na krótką chwilę poprawia się humor. Jest jak wielka, jeżdżąca butla pozytywnej energii, a ja chętnie się tą energią dzielę J

Pablo: Dzięki za wywiad i możliwość, przejechania się tym czaderskim samochodem. Uważam, że w 100% jesteś prawdziwym fanem motoryzacji, bo nie kupiłeś tego auta rozumem, tylko sercem! 🙂 Chociaż w przyszłości samochód może nabrać dużej wartości rynkowej…

M: Bardzo dziękuję za miłe słowa!

 

Dodge Ram 1500 w limitowanej wersji „Rumble Bee”

V8 5.7l HEMI (około 360 KM / 520 Nm)

2005 r. (tzw. Second Swarm) RWD