Pewnego nudnego poranka, siedziałem w domu przy komputerze. Pamiętam, że tego dnia jakoś humor za specjalnie mi nie dopisywał, byłem zamyślony w codzienności - przerwanej przez dźwięk mojego telefonu – I am Optimus Prime and I send this message…. tak to sygnał smsa i nie doszedł jeszcze nawet do połowy, a w nim wiadomość, „dawaj do salonu”.
Już wiedziałem o co chodzi, bo wstępnie się umawialiśmy na jakąś pojeżdżawkę, ale nie spodziewałem się, że najbliższe dwie godziny aż tak wpłyną na poprawę mojego nastroju. Wsiadłem szybko w moją Cuprę i pognałem do salonu Forda na płowieckiej. Dobrze, że nie zapomniałem ze sobą aparatu bo tego dnia bardzo się przydał. Mój serdeczny kolega przybił pionę i dał mi kluczyki do czarnego Mustanga GT Convertible. Morda zawsze mi się cieszy na taki widok, tego dnia było piękne słońce i pierwsze co zrobiliśmy to otworzyliśmy dach zanim jeszcze odjechaliśmy. Ruszyłem, pierwsze wrażenia jakie dotarły do mojej głowy to bardzo przyjemny gulgot 5-litrowej V8 i ogromna niekończąca się maska przed moimi oczami, jak przystało na muscle cara. Zza kierownicy doświadczam od razu ciekawej rzeczy, na nierównych drogach, maska samochodu sprawia wrażenie jakby pływała albo w ogóle była oddzielona od karoserii, super sprawa. Pierwsze kilometry za mną i jeszcze sprawdzam reakcje na gaz, delikatnie się z nim obchodzę, żeby nie wykręcić jakiegoś donuta na środku jezdni. Spokojnie dojechaliśmy do świateł, skrzyżowanie jakiejś tam ulicy z wałem miedzeszyńskim. Skręcam w prawo lekko dodaje gazu… Ooo poniosło tyłek tak, że cały manewr skrętu wykonałem płynnym slidem o 90 stopni stawiając samochód od razu na właściwy tor. Spojrzałem na kolegę na fotelu pasażera – chyba nie zrobiłeś mi kawału i nie wyłączyłeś kontroli trakcji (mówiłem to z wielkim bananem na twarzy) – zaśmiał się głośno i odpowiedział – no co ty, aż tak bym nie przegiął a na pewno bym Ciebie o tym wcześniej uprzedził. Wylecieliśmy na trasę siekierkowską delektując się niebem nad głową, dobrą muzyką z głośników i wydechu Mustanga (sprzęt grający w tym samochodzie naprawdę daje rade, jest świetny). Rura! wcisnąłem gaz do dechy, pomknęliśmy w stronę salonu – ach, dla takich chwil warto żyć, jestem od tego uzależniony!
Wróciliśmy do salonu, gdzie czekała na mnie druga niespodzianka! Tak, to jest to, Nitrous Blue dopłata 5000PLN, do tego lakieru jest uzasadniona jak zobaczysz go z bliska na żywo. Ford Focus RS, do niego już trzymam kluczyki w ręku. Tym razem jadę sam, tzn. jedziemy na dwa auta, trochę pokręcić się po okolicy, posprawdzać je na drodze i porobić foty. Pierwsze co zrobiło na mnie wrażenie oprócz wspomnianego lakieru to po otwarciu drzwi, fotele kubełkowe. Od nich samych kipiała już agresja tego samochodu, zamontowane na wysokich szynach, wyglądają bardzo wyczynowo. Usiadłem za kierownicę i w tym momencie trochę się zdziwiłem. W zasadzie to nie wiem czy negatywnie czy tak po prostu, ale przy moim wzroście prawie 190cm siedziałem jak dla mnie zbyt wysoko. Możliwości regulacji wysokości nie ma, ale coś za coś, trzeba się przyzwyczaić. Odpalam RS’a, już po pierwszym przegazowaniu przestałem myśleć o wysokiej pozycji za kierownicą. Jak to 2,3 turbo pięknie gada, miód na moje uszy, co chwilę strzela z wydechu. Uwielbiam to. Nie ma osób, które by się nie oglądały za tą parą, jadąc koło siebie robią duże WoW na ulicy. Wraz z kolegą rozumiemy się bez słów, samochody przeszły test bojowy od chwili wyjazdu z salonu do naszego powrotu, były gniecione do oporu, tak jak lubią najbardziej. Jedna z ostatnich prostych, kończy się wspólnym startem ze świateł, Mustang skrzynia w automacie, RS klasycznie. 421KM RWD vs. 350KM AWD, wystartowaliśmy! Przez całą jazdę miałem ustawienia torowe, co prawda nie skorzystałem z opcji launch control, ale i tak mocno wyrwało mnie do przodu. Przepinając na trzeci bieg, pomimo napędu na 4 koła, doświadczyłem całkiem pokaźnego wężyka (uślizgu). Ależ ten RS jest narwany! Daliśmy im nieźle w kość, na pewno nie przejechaliśmy nigdzie niezauważeni. Powiem wprost, ciężko się utrzymać za Mustangiem, ma większą moc, ale na papierze osiągi są zbliżone z RS’em. Jazda nimi weryfikuje te dane, Mustang powoli ucieka.
Podsumowując, obydwa auta są świetne, każdy na swój sposób, bo ciężko je stawiać obok siebie do porównania. Dają niezapomniane przeżycia, poprawią humor każdemu bez względu na porę dnia i nocy, mają w sobie to coś, dzięki czemu kocham motoryzację. Osiągi, prowadzenie, fun z jazdy, dźwięk, cena, charakter i nietuzinkowość to wszystko wspólne cechy i na pewno tych atutów jest jeszcze więcej. Chciałbym mieć każdego z nich, ale po przygodzie z jednym i drugim mogę stwierdzić, że dla mnie większym fun factorem jest Mustang GT. Sam do końca nie wiem dlaczego, ale on ma coś w sobie więcej niż tylko 5,0 V8 i 421KM, może dlatego, że to cabrio, dzięki temu doznania z jazdy są jeszcze bardziej odczuwalne, może dlatego, że jest niedoskonały i ma trochę plastiku w środku, może dlatego, że jest ikoną amerykańskiej motoryzacji, może dlatego, że po prostu się w nim zakochałem.
Muszę Wam powiedzieć, że takich trzech jak ich dwóch to nie ma ani jednego. A wszystko w sensownej cenie. Oczywiście RS’a ciężko w ogóle zamówić, trzeba się sporo za nim nabiegać, dużo osób chciałoby go mieć. Z Mustangiem jest nieco łatwiej. Konkurencja chyba nie ma takich zabawek w takiej cenie.
„I tym optymistycznym akcentem” jak to mawiał zawsze Clarkson, kończę na dzisiaj nadawanie.
Ford Focus RS
2,3 turbo | 350KM | 440Nm | V-max – 266km/h | 4,7s-100km/h
Cena: od 151 790 PLN
Ford Mustang GT Convertible
5,0 V8 NA | 421 KM | 524 Nm | V-max – 250km/h | 4,8s-100km/h
Cena: od 206 000 PLN
You make my day!
Podziękowania dla salonu Forda Autonobile w Warszawie.